Niedoceniane albumy: Black Sabbath - Tyr (1990)



Dziś postanowiłem stworzyć kolejny dział na moim blogu, dotyczący płyt, które przez lata spotykały się z pogardą, zarówno większości fanów jak i krytyków muzycznych. Oczywiście mam tu na myśli płyty, które według mnie zdecydowanie nie zasługują na tak surową ocenę. Mało tego, często uważam je za prawdziwe arcydzieła. Krytyka która spadała na nie przez lata, tak naprawdę podyktowana jest często niechęcią ludzi do zmian stylistycznych ich ulubionych zespołów lub po prostu niemożnością pogodzenia się z faktem, że dana płyta powstała po poważnej zmianie składu (często tego pierwszego, mającego kultowy już status). 

Do wprowadzenia nowego działu skłonił mnie dzisiejszy odsłuch pewnej pogardzanej w środowisku płyty. Po dłuższym czasie wróciłem sobie bowiem do albumu "Tyr", legendarnego Black Sabbath. Album ten już na starcie miał przerąbane. O ile zatwardziali fani składu z Ozzym na wokalu jeszcze jakoś przetrawili płyty z Dio, tak kolejne krążki nagrane z Gillanem, Hughesem czy z Martinem spotykały się z miażdżąca krytyką. Nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego tak się dzieję, czy to rzeczywiście nie trafiało do ludzi, czy po prostu fani zespołu w większości są tak zatwardziali w swoich osądach, że tylko płyty oryginalnego składu (Osbourne, Iommi, Butler i Ward) liczą się dla nich i nic innego?? Trudno orzec. Wiem jedno, dla mnie bez znaczenia jest jaki skład tworzy płytę, liczy się tylko to czy muzyka jest po prostu dobra. Według mnie Sabbath bez Ozziego radzili sobie bardzo dobrze. Płytami z Dio zmiażdżyli większość konkurencji na rynku w początku lat 80-tych, a przecież obiektywnie patrząc, płyty z Martinem nie ustępują im nawet na milimetr. "Tyr" ukazał się w roku 1990. Nie spotkał się ze zbyt dobrym przyjęciem w epoce, nie spotyka się z takim za często i obecnie. Tony Iommi (jedyny członek Black Sabbath grający na wszystkich wydawnictwach bandu), dobrał tu sobie naprawdę świetnych współpracowników. Na basie Neil Murray (m.in. Whitesnake), na perkusji nieodżałowany Cozy Powell (Rainbow, MSG), na klawiszach świetny Geoff Nicholls (Quartz) no i wokal - kapitalny, niepowtarzalny Tony Martin. Wkurzę teraz wielu fanów bandu, ale uważam Martina za najlepszego z wokalistów udzielających się na płytach Sabbatów. Ok, przejdźmy wreszcie do zawartości albumu. Jaki jest wiec ten "Tyr" ?? Po prostu znakomity !! Już pierwszy kawałek "Anno Mundi" pokazuje, że będziemy mieć do czynienia z czymś naprawdę wyjątkowym. Piękna, spokojna gitara, chórki, po czym wyłania się monumentalny głos Martina, by za chwilę uderzyć riffem Iomiego. Wspaniałe granie, a jak wchodzi podniosły refren to ciary na plecach murowane. I tak właśnie jest przez większość trwania albumu, nie ma tu czasu na nudę, nie ma wypełniaczy, wszystko skomponowane i wykonane jest perfekcyjnie, z pomysłem, rozmachem, a tam gdzie trzeba z odpowiednią dawką przebojowości. Podniosłe, walcowate utwory jak "Jerusalem" czy "The Sabbath Stones" sąsiadują z szybszymi "The Law Maker" i "Heaven In Black". Nie zabrakło oczywiście i ballady, w postaci fenomenalnego "Feels Good To Me", z łagodną zwrotką i mocniejszym uderzeniem w refrenie. Warto także wymienić króciutki "Odin's Court", z niesamowitą melodią na gitarze i pięknym śpiewam Martina. Co tu dużo gadać, Ozzy nigdy by tak nie zaśpiewał... Album posiada niesamowity klimat, unoszący się nad wszystkim utworami. Duża w tym zasługa na pewno brzmienia całości, lekko przybrudzonego, ale jednocześnie odpowiednio czytelnego. Od mojego pierwszego kontaktu z tym krążkiem jestem nim po prostu zauroczony. Najważniejsze, że w ostatnim czasie coraz częściej słyszy się wśród maniaków ciężkich brzmień słowa mogące wreszcie zrehabilitować ten wspaniały album. Szkoda tylko, że dopiero teraz, bo czy naprawdę do takiej decyzji trzeba było dojrzewać aż 30 lat ?? Na pewno nie, wystarczyłoby po prostu mieć otwarty umysł ;)  

Ocena 6/6



Komentarze

  1. Wypada tylko cieszyć się, że człowiek ma swoje własne uszy, a nie uszy ludzi ze "środowiska" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Dzięki temu można się cieszyć z wielu wspaniałych płyt, zamiast odpuszczać je sobie, no bo przecież znawcy mówią, że są "beznadziejne", "chujowe", albo "nie takie jak kiedyś" ;)

      Usuń
    2. Tony Martin w Black Sabbath zawsze był niedoceniany. Tyr i Headless Cross to wspaniałe klasyki.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: Smoulder - Violent Creed Of Vengeance (2023)

Recenzja: Scream Maker - "Land of Fire" (2023)

Recenzja: Saxon - Carpe Diem (2022)