Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2021

Recenzja: Eternal Champion - Ravening Iron (2020)

Obraz
Oj naczekałem się na ten album. Co prawda premierę miał jeszcze w listopadzie 2020 roku, ale ja otrzymałem swój egzemplarz dopiero w kwietniu roku bieżącego !! Wszystko przez to, że zamarzył mi się piękny box, wydany przez No Remorse Records. Na promocyjnych zdjęciach pudełko kusiło winylem, płytą CD, kasetą, a także bonusowym winylowym dyskiem shape oraz innymi dodatkami. Niestety problemy z tłocznią mocno opóźniły wysyłkę. Z tych samych powodów shape został ostatecznie zamieniony na picture disc. Wszyscy znajomi, którzy kupili standardową wersję, już jesienią wychwalali krążek. Ja uparłem się jednak, że poznam go dopiero z fizycznego nośnika, no i sobie poczekałem... Przyznaję, bałem się tej płyty, bałem się że zespół nie podoła. " The Armor of Ire ", debiut amerykanów, to dla mnie jedna z najlepszych płyt z klasycznym heavy metalem wydana w ostatnich latach. Nie łatwo jest przebić coś takiego, no i niestety nie przebili...ale po kolei. W krążek wprowadza nas odgłos kucia ż

Recenzja: Warlord - The Holy Empire (2013)

Obraz
Wczorajszy news o śmierci Billa Tsamisa mocno podciął mi skrzydła. Od lat czekałem na kolejny album Warlord, wciąż marząc o nowych, pięknych dźwiękach od zespołu. Niestety, albumu już nigdy nie będzie... Rozmyślając na ten przykry temat, poczułem silną potrzebę napisania kilku słów o jakimś wcześniejszym krążku, na którym geniusz Tsamisa lśniłby pełnym blaskiem. Padło na " The Holy Empire ", to chyba najlepsza rzecz jaka wyszła spod paluchów Tego wielkiego kompozytora i gitarzysty. Płyta ukazała się w 2013 roku, po 11 latach od poprzedniego wydawnictwa zespołu, genialnego " Rising Out of the Ashes ". Przez te lata niewielu chyba spodziewało się, że Warlord jeszcze wróci do żywych, na szczęście potrzeba komponowania i nagrania efektów prac była w Billu na tyle silna, że nazwa zespołu jeszcze raz pojawiła się na ustach wszystkich fanów klasycznego metalu. Tsamis tym razem nie skorzystał z pomocy Joacima Cansa (Hammerfall) jako wokalisty, zamiast niego zatrudnił stareg

William J Tsamis (13.03.1961 - 13.05.2021)

Obraz
Dziś do sieci trafił fatalny news. Nie żyje William J Tsamis, lider kultowego Warlord, genialny gitarzysta, niesamowity kompozytor.  Warlord od zawsze należał do czołówki moich ulubionych zespołów, a sam Tsamis do najbardziej cenionych przeze mnie gitarzystów. Jego partie solowe na takich albumach jak " And the Cannons of Destruction Have Begun... " czy " The Holy Empire " po prostu wgniatają w ziemię. Słuchając aż trudno uwierzyć, że jeden człowiek jest w stanie stworzyć tak niesamowite rzeczy. Od lat moim wielkim marzeniem było zobaczyć Warlord na żywo, niestety nie udało się, a teraz już nie będzie nigdy okazji... Miałem też nadzieję na nowy album zespołu, co kilka lat pojawiały się przecież jakieś informacje, że będzie, że już niedługo... Niestety śmierć Tsamisa zakończyła oczekiwanie. Warlord odszedł wraz z Nim :/ 

Recenzja: Jethro Tull - Aqualung (1971)

Obraz
" Aqualung " zespołu Jethro Tull to dla mnie największy album w historii muzyki rockowej, od zawsze i na zawsze. W tym miejscu mógłbym już tak naprawdę zakończyć recenzję. Myślę jednak, że czytelnicy bloga (są tacy?) byliby zawiedzeni takim obrotem sprawy. Specjalnie dla nich, pociągnę temat dalej... Ian Anderson zawsze nagrywał ciekawe płyty, zarówno przed " Aqualung ", jaki i w późniejszych latach, jednak to właśnie tu zawarta jest prawdziwa kwintesencja tego znakomitego zespołu, czyli niesamowita mieszanka blues rocka, folku i prog rocka. Krążek uczynił z Jethro Tull wielką gwiazdę, której blask migotał (mocniej lub słabiej) przez kolejne 50 lat. Tak, właśnie tyle ma już dziś ten krążek, 50 lat! Niebywałe. Co ciekawe nie zestarzał się ani trochę, wciąż wywołuje ekstazę u kolejnych pokoleń słuchaczy. Już pierwszy numer, tytułowy " Aqualung " dobrze zapowiada czego możemy się spodziewać dalej. Rządzi w nim kapitalny gitarowy riff, który jednak szybko ustę

Annihilator, niedoceniana perła thrashu

Obraz
Ostatnio zrobiłem sobie przebieżkę po wszystkich albumach Annihilatora, jednego z moich ulubionych zespołów. Skłoniło mnie to do napisania kilku słów, o tym bardzo niedocenianym thrashowym bandzie. Annihilator zawsze miał po górkę. No dobra, może na początku tak źle nie było, ale już od trzeciej płyty bywało różnie...ale po kolei. Zespół od początku dowodzony jest przez charyzmatycznego Jeffa Watersa, fenomenalnego gitarzystę, świetnego kompozytora i jak się okazało w przyszłości - również całkiem dobrego wokalistę. Ten sympatyczny Kanadyjczyk, od początku dość twardą ręką (choć w wywiadach pozującego na dobrodusznego miśka) kierował losami zespołu, wymieniał hurtowo muzyków towarzyszących, zmieniał wokalistów. Często w prasie jak i w samych wywiadach z Jeffem, można natknąć się na info, że Annihilator to tak naprawdę Jego solowy projekt. Cóż, wiele faktów za tym przemawia, choćby to, że mimo wielu świetnych gitarzystów i basistów pojawiających się w składzie bandu, żaden nie zagrał na