New Wave Of Traditional Heavy Metal



Czym jest NWOTHM ?? Znamy przecież dobrze legendarną NWOBHM (New Wave of British Heavy Metal), ale NWOTHM ?? Cóż to za dziwny twór ? Termin jest dosyć świeży i odnosi się do młodych zespołów, które w swoim graniu hołdują klasycznemu heavy metalowi. Wykorzystują one elementy i styl złotej epoki muzyki metalowej. Trudno orzec kiedy tak naprawdę to pojęcie pojawiło się po raz pierwszy. Przyznam też, że nie jestem zwolennikiem nazywania na siłę nowych trendów w muzyce. Zwłaszcza, że muzyka którą tworzą zespoły tej fali, nie odkrywa nowych lądów, to po prostu granie w stylu lat 80-tych, zwłaszcza przytoczonej wyżej brytyjskiej fali, często nawet z podobnym, przybrudzonym  brzmieniem. Jakby tego było mało, muzycy starają się wyglądać jak muzycy Maiden czy Saxon, z okresu powiedzmy 1984 roku. Zapuszczają śmieszne wąsy, wskakują w kolorowe leginsy i białe adidasy, przywdziewają katany czy "panterkowe" uniformy, nawet zapuszczają charakterystyczne grzywki, aby tylko upodobnić się do dawnych zespołów. Wygląda to czasem dość...komicznie, ale nie mnie to oceniać. Pozostawmy jednak kwestie wizualne. Skupmy się na muzyce. Ta jest znacznie ciekawsza, choć nie da się ukryć, że przy tej ilości nowych zespołów, większość nie wychyla się ponad przeciętność. Są oczywiście liczne wyjątki, ale o nich jeszcze powiem.

Początek NWOTHM to w przybliżeniu druga połowa lat 2000. Trudno dziś podać dokładną datę, gdyż wiele zespołów swoje wydawnictwa opublikowało po kilku ładnych latach egzystencji. W tym czasie jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać nowe zespoły, które zaczęły tworzyć muzykę, odzwierciedlającą styl i brzmienie klasycznego heavy metalu lat 80-tych. W ich muzyce zaczęły się pojawiać podobne motywy jak w twórczości Iron Maiden, Diamond Head, Saxon, Tokyo Blade, Satan, Angel Witch, Jaguar, Tank, Grim Reaper, Def Leppard czy Raven, z widocznymi wpływami hard rocka lat 70. Cześć zespołów zapatrzona była także w klasyczne amerykańskie zespoły takie jak Manilla Road, Cirith Ungol, Manowar, W.A.S.P. czy Omen. Inne z kolei czerpią z ogólnie pojętego europejskiego metalu (Mercyful Fate, Running Wild, Stormwitch, Heavy Load, Oz, EF Band itd.).

Zespoły tej fali odrzucają wpływy innych gatunków muzyki, odrzucają też ewolucję gatunku heavy metal, jaka miała miejsce od lat 90-tych, czyli unowocześnianie brzmienia, często większą intensyfikację muzyki, łączenie jej z innymi gatunkami, dołączanie instrumentów klawiszowych itd. Na próżno szukać w tej muzyce dźwięków znanych z płyt Primal Fear, Rage, Cage, Brainstorm czy Iced Earth. Przez lata klasyczne brzmienie metalu zniknęło z głównego nurtu. Nowo utworzone zespoły zaczęły więc tworzyć w starym stylu, na przekór wszystkim, na przekór panującej modzie. Tak narodziła się NWOTHM. Obserwując dzisiejszą scenę mam wrażenie, że ruch ten przez brak rozwoju, jest jednak skazany na szybkie zapomnienie, ale może się mylę? Oby... Zespoły nurtu nie mają już dziś szans na taki sukces jaki był udziałem legendarnych bandów z lat 80-tych, jednak i tu od czasu do czasu powstają zespoły, których nazwy elektryzują bardzo duże rzesze fanów. Skupmy się chwilowo na nich. 

Zdecydowanie do najbardziej znanych należy szwedzki Enforcer, istniejący od 2004 roku. Od początku przewodzi mu Olof Wikstrand, wokalista i zdolny gitarzysta. Zespół gra heavy/speed metal, choć na ostatnim wydawnictwie ("Zenith") zaczęli eksplorować bardziej melodyjne odmiany, zahaczając nawet o glam. Przez lata podstawą stylu był jednak materiał oparty na takich nazwach jak Agent Steel czy Exciter. Pierwszy krążek zatytułowany "Into the Night" wypuścili w roku 2008, spotkał się on z kapitalnym przyjęciem. Następnie powstawały kolejne płyty: niedoceniony "Diamonds" (2010), powrót do wielkiej formy "Death by Fire" (2013), fenomenalny "From Beyond" (2015) oraz wspomniany wyżej, nieco eksperymentalny "Zenith" (2019), który spotkał się z mieszanymi recenzjami. Poza tym band ma na koncie kilka singli, EPek, splitów oraz dwa albumu koncertowe.

Haunt. Pochodzą z USA i łoją fajny, klasyczny heavy metal. W początkowym okresie tworzył go tylko Trevor William Church, który na pierwszej EPce i singlu zagrał na wszystkich instrumentach oraz zaśpiewał. Dopiero od debiutu "Burst into Flame" (2018) zaczął być to pełnoprawny zespół. Zespół dodajmy nieprzeciętny, bo funkcjonują od 2017 roku a mają na koncie już 4 albumy długogrające. Oprócz wspomnianego debiutu jest jeszcze „If Icarus Could Fly” (2019), „Mind Freeze” i „Flashback” (oba z 2020 roku). Poza tym wydali jeszcze splity i EPki. Potężny dorobek jak na zespół z tak krótkim stażem. Co jednak najważniejsze, tak często wydawane płyty nie wpływają negatywnie na jakość materiału, wciąż jest to świetne granie.

Savage Master. Kolejni Amerykanie w zestawieniu. Zespół założony w 2013 roku, dowodzony przez charyzmatyczną wokalistkę Stacey Peak. Jej głos zdecydowanie wyróżnia się na scenie, jest bardzo szczekliwy, nieharmoniczny, nie wszyscy potrafią go zaakceptować. Na szczęście muzyka jest przednia, mimo prostoty bardzo pomysłowa, ale zarazem surowa, przywołująca skojarzenia z Cirith Ungol. Band ma na koncie 3 pełne albumy: "Mask of the Devil" (2014), "With Whips and Chains" (2016) oraz "Myth, Magic and Steel" (2019), poza tym wydali także 2 EPki. Ciekawostką jest fakt, że band wydawany był na początku przez polski Skol Records, prowadzony przez Barta Gabriela.

Night Demon z USA. Jeden z moich ulubionych bandów z omawianej fali. Od początku (rok założenia 2011) dowodzony przez basistę i wokalistę Jarvisa Leatherby, który obecnie współtworzy także skład Cirith Ungol (!!). Zespół charakteryzuje bardzo fajne, pomysłowe granie w klimacie NWOBHM. Wszystkie kompozycje są godne polecenia. Każda posiada swój indywidualny charakter, co wcale nie jest takie oczywiste wśród nowych zespołów, grających niestety często na jedno kopyto. Band ma na koncie dwa pełne, fenomenalne wręcz albumy: "Curse of the Damned" (2015) i "Darkness Remains" (2017), oraz liczną baterię singli i jedną kapitalną EPkę "Night Demon" (2012). Kilka razy zespół wystąpił także na koncertach w Polsce.

Visigoth. Amerykański band, założony w 2010 roku w Salt Lake City. Od początku skupiający się na graniu heavy metalu z epickim zacięciem. Fani Manilla Road powinni być bardzo zadowoleni. Charakterystyczny, mocny wokal, to element wyróżniający band na scenie. Do tego marszowe rytmy (choć nie brak i przyśpieszenia) i śpiewne refreny do wykrzykiwania z mieczem w dłoni. Na koncie mają dwa pełne albumy, znakomity debiut "The Revenant King" (2015) oraz nie mniej udany "Conqueror's Oath" (2018), poza tym w dyskografii jest jeszcze singiel i dwie EPki.

Eternal Champion. Znowu USA. Band powstał w 2012 roku w Austin. Chłopki mają na koncie dwa pełne albumy. "The Armor of Ire", debiut z 2016 roku nieźle zamieszał na scenie, o zespole zrobiło się naprawdę głośno, oczywiście mówimy o kręgach heavy maniaków a nie mainstreamu. Album przepełniony niezwykłą atmosferą, toczący się głównie w średnich tempach, to doskonały przykład epickiego heavy metalu w duchu Manilla Road, choć wydaje mi się, że o wiele bardziej przystępnego niż dzieła nieodżałowanego Marka Sheltona. W minionym roku (2020) band wypuścił kolejny album "Ravening Iron", jednak przyznam, że jeszcze nie słyszałem tego wydawnictwa. Noty zbiera jednak bardzo dobre, wiec o przyszłość ekipy jestem spokojny. Poza tym na koncie band ma jeszcze EPki (wydawane na kasetach), split i singla.

Traveler. Zespół z Kandy, założony w 2017 roku. Przebojem wdarł się na scenę albumem "Traveler" z 2019 roku. Od tamtej pory wymieniany jest jednym tchem razem z najbardziej znanymi zespołami ostatnich lat. Poziom ugruntowali drugim albumem "Termination Shock" z 2020 roku. Band gra klasyczny heavy metal, według sprawdzonych wzorców. Przyznaję, że dla mnie materiały zespołu nie są szczególnie atrakcyjne, nie rozumiem wiec tej masy pozytywnych komentarzy. Muzyka jest strasznie wtórna, po wysłuchaniu albumów nic nie zostaje w głowie, nie można sobie przypomnieć żadnej zagrywki gitarowej czy sola. Zdecydowanie najniższa półka NWOTHM.

Riot City. Ponownie Kanada i podobnie jak w przypadku Travelar zespół także swoim debiutem ("Burn the Night" z 2019 roku) zamieszał nieźle na scenie. Niestety dla mnie również i ten album nie przedstawia dużej wartości, męczy mnie szczególnie wokalista, śpiewający maniakalnie wysoko. Band założony został w 2011 roku, na koncie mają tylko wspomniany debiut, bardzo mocno zapatrzony w Judas Priest, jednak w porównaniu z Anglikami chłopaki nie mają wielkiego talentu do pisania killerów, ot poprawnie odegrane, niczym nie wyróżniające się granie. Na ten rok (2021) zespół planuje wydanie drugiego krążka. Nie jest znana jeszcze data premiery, ale po sieci krąży już całkiem udana okładka tego wydawnictwa.

Striker. Kanada po raz trzeci. Band założony w 2007 roku w Edmonton. Klasyczny heavy, podlany czasem wpływami poweru (ale bardziej tego amerykańskiego niż europejskiego). Chłopaki mają na koncie już 6 długogrających albumów: "Eyes in the Night" (2010), "Armed to the Teeth" (2012), "City of Gold" (2014), "Stand in the Fire" (2016), "Striker" (2017) oraz "Play to Win" (2018). Poza tym wydali album koncertowy, EPkę i single. Występowali też w Polsce, byłem, widziałem. Nie zrobili na mnie większego wrażenia, choć wszystko było odegrane z pasją i zaangażowaniem. Muzycznie to jednak średniaczek.

Wytch Hazel. Jeden z ciekawszych przedstawicieli fali. Zespół pochodzi z UK, założony został w 2011 roku. Od początku tworzy naprawdę wyrafinowaną mieszankę hard rocka i heavy metalu, bardzo oryginalną jeśli spojrzy się na większość omawianych tu zespołów. Dyskografia studyjna to trzy znakomite albumy: „Prelude” (2016), "II: Sojourn" (2018) oraz "III: Pentecost" (2020). Poza tym splity, single i EPka. Naprawdę bardzo polecam ten band, zwłaszcza wszystkim tym, których zaczyna nużyć już zbyt duża powtarzalność całej nowej fali.

Cauldron. Kanadyjski zespół założony w 2006 roku, po rozpadzie innej grupy, Goat Horn. Wydali dotychczas 5 albumów studyjnych: "Chained to the Nite" (2009), "Burning Fortune" (2011), "Tomorrow's Lost" (2012)' "In Ruin" (2016) oraz "New Gods" (2018). Dodatkowo wypuścili m.in. kilka EPek i singli. Zespół porusza się klasycznej stylistyce, z mniejszym lub większymi sukcesem, mają jednak już bardzo mocno ugruntowaną pozycje na obecnej scenie.

White Wizzard. Amerykański zespół heavy metalowy założony w Los Angeles w 2007. Chłopaki młócą klasycznie brzmiący heavy metal, niestety na bardzo średnim poziomie. Na koncie mają kilka EPek i singli oraz 4 albumy studyjne: "Over the Top" (2010) "Flying Tigers" (2011), "The Devils Cut" (2013) oraz "Infernal Overdrive" (2018). Jak dla mnie to z każdym swoim  kolejnym wydawnictwem płytowym obniżają poziom.


Skull Fist. Został założony w 2006 roku w Kanadzie, przez gitarzystę i wokalistę Zacha Slaughtera. Ekipę charakteryzuje szybkie tempo utworów, okraszone wysokim wokalem. Stylistyka to oczywiście klasyczny heavy metal. Wydali trzy pełne albumy, świetny debiut "Head öf the Pack" (2011) oraz mniej udane "Chasing the Dream" (2014) i "Way of the Road" (2018). W ostatnim czasie jakby trochę ciszej o nich, może pomysły się skończyły?

Stallion. Uderzamy bliżej naszych granic. Niemiecki zespół założony w 2013 roku w Weingarten. Na swoim koncie mają już 3 EPki oraz 3 albumy studyjne: "Rise and Ride" (2014), "From the Dead " (2017) oraz najnowszy "Slaves of Time " (2020). Wszystkie to dobry heavy, z masą szybkich temp i dobrych, ciętych riffów. Zdecydowanie jest to jeden z ciekawszych zespołów NWOTHM.

Seven Sisters, jeden z moich faworytów. Założony w UK w 2013 roku. Dorobił się dotąd dwóch albumów studyjnych, fenomenalnego "Seven Sisters" (2016) i jeszcze lepszego "The Cauldron and the Cross" z 2018 roku. Chłopaki grają bardzo pomysłowy heavy metal, pełen różnych,  fajnych motywów. To bez wątpienia jeden z bardziej oryginalnych bandów sceny. Śledzę bacznie ich poczynania od pierwszego, świetnego demo "The Warden", wydanego na kasecie w roku 2014, w limitowanym nakładzie.

Booze Control. Zespół założony w 2009 roku w Niemczech. Dyskografia składa się z EPki orz 4 albumów studyjnych: "Don't Touch While Running" (2011), "Heavy Metal" (2013) oraz genialnych "The Lizard Rider" (2016) i "Forgotten Lands" (2019). Dwa ostatnie albumy to po prostu mus dla wszystkich maniaków klasycznych dźwięków, najwyższa półka!

No i jeszcze szwedzki Lethal Steel, także mój faworyt. Założony w roku 2011, doczekał się jednego, fenomenalnego wprost albumu ("Legion of the Night" z roku 2016) oraz zdecydowanie mniej udanego materiału z 2020 roku, EPki "Running from the Dawn". Nie wiem czemu nastąpiła taka obniżka formy, może zespół zbyt długo zwlekał z nagraniem tej płyty? Nie mam pojęcia, mam jednak nadzieję, że kolejny album (o ile powstanie) będzie powrotem do kipiącego pomysłami heavy metalu z debiutu.

Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze m.in. kanadyjski Axxion z dwoma długograjami na koncie, z których szczególnie debiut "Wild Racer" (2013) jest godny uwagi; brytyjski Toledo Steel, z genialnym debiutem z 2018 roku ("No Quarter") oraz nowym albumem w drodze (premiera "Heading for the Fire" w lutym 2021); szwedzki, nieistniejący już Steelwing (niezły debiut "Lord of the Wasteland" z 2010 roku); szwedzki Screamer (4 albumy studyjne, w tym rewelacyjny "Phoenix z 2013 roku); również szwedzki Ram, z sześcioma bardzo dobrymi albumami na koncie (m.in. "Svbversvm" z 2015 roku i "The Throne Within" z 2019 roku); amerykański Lady Beast z charyzmatyczną Deborah Levine za mikrofonem (4 albumy studyjne, w tym rewelacyjny The "Vulture's Amulet" z 2020 roku). Poza tym warto także pamiętać o kapitalnym szwedzkim Night (doskonała mieszanka heavy z hard rockiem), portugalskim Ravensire (fenomenalny debiut "We March Forward" z roku 2013), kanadyjskim Iron Kingdom (niesamowity "Curse of the Voodoo Queen" z 2011 roku oraz równie udany "Gates of Eternity" z roku 2013), irlandzkim Stereo Nasty (po prostu arcydzieło w postaci debiutu "Nasty by Nature" z 2015 roku), kanadyjskim Sabïre (ze świetną debiutancką EPką "Gates Ajar" z 2018 roku), brazylijskim Grey Wolf (kapitalny "Glorious Death" z 2016 roku), amerykańskim Tanith (fenomenalny debiut "In Another Time" z 2019 roku, utrzymany w melodyjnej stylistyce, bliskiej klasycznego hard rocka), greckim Dexter Ward (ze szczególnie udanym "Rendezvous with Destiny" z 2016 roku), szwedzkim heavy/speed metalowym Mystik (z sympatycznymi babeczkami, których debiut "Mystik" z 2019 roku po prostu powala) oraz kanadyjskim Smoulder (świetny debiut "Times of Obscene Evil and Wild Daring" z 2019 roku oraz EPka "Dream Quest Ends" z roku 2020).

Na koniec warto zatrzymać się także przy krajowych przedstawicielach nurtu. Szczególnie wyróżnia się tu wprost fantastyczny Crystal Viper z Katowic, dowodzony przez fenomenalną wokalistkę i gitarzystkę – Martę Gabriel. Zespół ma na koncie już 7 albumów (ósmy w drodze!!) z czego takie krążki jak "The Curse of Crystal Viper" (2007), "Metal Nation" (2009), "Legends" (2010) czy "Queen of the Witches" (2017) po prostu wgniatają w glebę!! Crystal Viper regularnie koncertuje po całej Europie.

Axe Crazy. Niesamowita ekipa z Lędzin, dowodzona przez braci Bigosów (Adriana i Robsona). Mają na kocie świetną EPkę oraz dwa pełne albumy, z czego ostatni ("Hexbreaker" z 2019 roku) po prostu wyrywa z butów. Na albumie tym śpiewa nowy wokalista Judas, polskim heavy maniakom znany do tej pory przede wszystkim z Krusher, w którym śpiewał na dwóch znakomitych demówkach: "Born to Krush" (2003) oraz "Keep on Krushin'" (2004). 

Z innych ciekawych krajowych zespołów warto wymienić przede wszystkim: Roadhog, krakowski band z dwoma dużymi krążkami na koncie, z których szczególnie debiut "Dreamstealer" z 2015 roku kładzie na łopatki, warszawska Aquilla i jej świetny "The Day We Left Earth" z 2017 roku, wrocławski Savager (dwie kapitalne EPki: "Casus Belli" z 2017 roku oraz "Headless Rides "z roku 2019), lubelski Shadow Warrior (świetna EPka "Return of the Shadow Warrior z 2019 roku oraz nie mniej udany "Cyberblade" z roku 2020), nieodżałowany Headbanger ze Szczecina (kapitalny debiut "First to Fight" z 2017 roku), no i Night Lord z Innowrocławia, sympatyczne chłopaki z demo i singlem ("Tapes from Hell" z 2019 roku) na koncie. Na pewno będzie jeszcze o Nich głośno.

Jeśli komuś mało nazw, które wymieniłem, to poniżej jeszcze trochę zespołów, których wydawnictw warto poszukać. A więc rozglądajcie się za płytami Portrait (Szwecja), Iron Kobra (Niemcy), Gatekeeper (Kanada), Midnight Force (Szkocja), Stälker (Nowa Zelandia), Lethal Night (USA), Leathürbitch (USA), Megaton Sword (Szwajcaria), Iron Curtain (Hiszpania), Ambush (Szwecja), Helvetets Port (Szwecja) i Blade Killer (USA). Nie powinniście czuć się zawiedzeni :)

W ciągu kilka najbliższych lat, na pewno będą powstawać licznie nowe zespoły wpisując się w nurt NWOTHM. Czy jednak zdołają przebić się na rynku i trwale zapisać w pamięci fanów klasycznych dźwięków ?? Okaże się już niebawem. Mam wielką nadzieję, że wśród nich trafi się jeszcze kilka perełek, których płyty zostaną zapamiętane na zawsze, czego sobie i Wam życzę :) 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: Smoulder - Violent Creed Of Vengeance (2023)

Recenzja: Scream Maker - "Land of Fire" (2023)

Recenzja: Saxon - Carpe Diem (2022)