Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2021

Recenzja: U.D.O. - Steelfactory (2018)

Obraz
  Trochę czasu zeszło mi z kupnem ostatniej studyjnej płyty U.D.O., w końcu ukazała się ona jeszcze w 2018 roku. Lepiej jednak późno niż wcale, bo album naprawdę bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Ważne to o tyle, że płyty zespołu z reguły nie są wielkimi arcydziełami muzyki, nie zmieniają świata, nie wytyczają nowych ścieżek. Są to po prostu bardzo solidne, heavy metalowe albumy, nie wychylające się jednak nawet na krok z ciasnych ram, narzuconego sobie dawno temu stylu. Podobnie jest również ze " Steelfactory ", z tą jednak różnicą, że jest to zdecydowanie najlepszy krążek U.D.O. od ładnych paru lat. Tak, ja dobrze wiem, że płyty formacji są zawsze dosyć równe, jednak proporcje między fajnymi kawałkami a tymi zwykłymi, nic nie wnoszącymi (i mega topornymi) wypełniaczami, są bardzo płynne. Tym razem jednak taki kawałek jest...jeden. To otwierający całość " Tongue Reaper ". Początek utworu jest jeszcze obiecujący, jednak dalej to tylko schematyczny do bólu wałek, bez

Recenzja: Merciless Death - Evil in the Night (2006)

Obraz
  Ostatnio sporo było tu lżejszych klimatów muzycznych, czas więc na coś z drugiego bieguna muzyku rockowej. Czas na amerykański Merciless Death i ich szalony, niesamowicie agresywny debiut " Evil In The Night ". Chłopaki wypłynęli w 2006 roku, na fali powracającego do łask thrashu. Szybko wskoczyli do czołówki młodych wykonawców ze Stanów, jednak równie szybko świat o nich zapomniał. Mimo, że nagrali 3 płyty, to właśnie pierwszy album namieszał najbardziej i to o nim głównie się dziś pamięta. Pozostałe dwa nie są oczywiście słabe, jednak brakuje im już tej spontaniczności i młodzieńczej energii. Ok, przejdźmy szybko do zawartości płyty. Nie będę się jednak zbytnio rozpisywał bo i płyta krótka, raptem 25 minut z okładem. To nawet mniej niż na osławionym " Reign in Blood " Slayera, z którym młodzi amerykanie mają naprawdę sporo wspólnego.  Od razu rzuca się w oczy kapitalna okładka, wykonana przez nadwornego grafika thrashu – Eda Repkę. Obrazek idealnie oddaje to co

Recenzja: Rush - Rush (1974)

Obraz
  Ilekroć słucham tego albumu, zachodzę w głowie, jak to możliwe, że jest on tak mało znany. Wydaje mi się, że to chyba zasługa tylko tego, że band kojarzy się wszystkim fanom rocka z niezwykle zakręconym rytmicznie, szalenie oryginalnym prog rockiem. Omawiany album nie ma z nim jednak nic wspólnego. Tu mamy soczysty hard rock, podlany obficie bluesem. W recenzjach spotykam się często z opiniami, że zespół szukał tu własnego stylu, miotając się bezradnie. Nic bardziej mylnego. Mimo różnorodnych kompozycji z albumu bije spójność przekazu. Wydaje się też, że Rush chciało grać wtedy właśnie tylko to i absolutnie nic innego. Dopiero później, po kilku latach, przyszła fascynacja bardziej ambitnym graniem, opartym mocno na niebanalnej technice instrumentalistów. Pewnie też dlatego debiut zespołu jest dziś albumem zapomnianym i pomijanym w różnych zestawieniach. Możliwe nawet, że niewielu go słyszało, poprzestając na treści recenzji, mówiących że to bardzo słabe granie, bez wyrazu no i że ab

Niedoceniane albumy: Marillion - This Strange Engine (1997)

Obraz
Fani Marillion to dziwni ludzie. Od lat prowadzą miedzy sobą beznadziejną wojnę. Wojnę o to, które wcielenie zespołu jest lepsze, to z Fishem czy to z Hogarthem. Zawsze się zastanawiałem po co prowadzić takie dyskusje? Po co dzielić ten zespół na dwa okresy? Przecież to praktycznie ci sami ludzie od samego początku, ten sam charakterystyczny styl gry na gitarze Steva Rothery, te same klawisze Kelly'ego, ten sam bas Trewavasa... Na internetowych forach czy facebookowych grupach aż roi się od stwierdzeń typu, że Marillion bez Fisha nie ma prawa istnieć, że wszystko nagrane po jego odejściu to dno. Cóż...ja zawsze śmiałem się z tego typu kretyńskich opinii. Fani nie potrafią zrozumieć, że zmiany jakie zaszły w zespole na przestrzeni lat i tak by nastąpiły, niezależnie od tego czy Fish by pozostał czy nie.  Ale zostawmy to. Nie to jest przecież tematem poniższych wywodów. Jest nim płyta szczególna, płyta która nie wiedzieć czemu, nigdy nie jest wymieniana w czołówce płyt zespołu, mało

Recenzja: Camel - Rajaz (1999)

Obraz
Dziś będzie krótko. Podzielę się z Wami moim doznaniami na temat jednego z krążków zespołu Camel. „ Rajaz ”, bo o nim będzie mowa, to też ścisły top moich ukochanych albumów wszech czasów.  Samego zespołu chyba nie trzeba bliżej przedstawiać, każdy szanujący się fan muzyki rockowej, przynajmniej raz miał styczność z tym zespołem. Przez lata band nagrał wiele wspaniałych płyt, począwszy od niesamowitego „ Mirage ” (z legendarnym kawałkiem „ Lady Fantasy ”) przez kultowe „ The Snow Goose ” i „ Moonmadness ” aż po wielbione, zwłaszcza w naszym kraju, „ Stationery Traveler ”. Naprawdę mało jest też zespołów w historii rocka, które po tylu latach grania, wydaniu tak wielu znaczących płyt, ponad 30 lat od debiutu nagrywają coś co przebija wszystkie klasyczne pozycje ze swojego katalogu. Tak właśnie było z zespołem Camel, który w 1999 roku nagrał to muzyczne arcydzieło. Tak naprawdę już poprzedni krążek („ Harbour of Tears ” z 1996 roku) rzucił progresywny świat na kolana, jednak to właśnie „