Recenzja: Konquest - The Night Goes On (2021)

 


Konquest to dosyć nowy band na klasycznej scenie. Powstał w roku 2019 we Włoszech i co może niektórych zaskoczyć, nie gra słodkiego poweru tylko surowy, klasyczny heavy metal, osadzony głęboko w NWOBHM, szczególnie jednak w duchu kultowego dziś zespołu – szwedzkiego Heavy Load. „The Night Goes On” to debiut zespołu z 2021 roku. Jest to też pierwszy krążek wydany przez nową wytwórnię Barta Gabriela - Iron Oxide Records. Nie wiem niestety czy w tej chwili to normalny zespół (we wkładce widnieje fotografia kilku gości), czy też jednoosobowy projekt, bo za album odpowiada niejaki Alex Rossi, który zagrał na wszystkich instrumentach i zaśpiewał. No właśnie wokal...od razu, od pierwszej nuty głos Alexa jednoznacznie kojarzy się z braćmi Wahlquist z Heavy Load, choć pod względem muzycznym, jak wspomniałem już wyżej, również jest coś na rzeczy, gdyż sporo tu podobnego riffowania oraz podobnych konstrukcji utworów. Na tym tle wyróżnia się początek albumu, gdzie instrumentalny „Theme Of The Konqueror” momentami nuta w nutę zżyna z Maidenowej „Transylvanii”. Od drugiego kawałka, niemal do końca, króluje jednak bardziej surowy heavy metal z masą prostych, ale bardzo nośnych riffów („The Night Goes On", „Keep Me Alive” czy świetny "Heavy Heart"). Co ważne nie ma tu grania na jedno kopyto. Kawałki są bardzo zróżnicowane, choć cały czas proste. Nie ma tu gitarowej ekwilibrystyki, jest za to charyzma, wielka swoboda i swoista chwytliwość, przez co każdy utwór po 2-3 przesłuchaniach jest już totalnie zapamiętywalny, co nie jest wcale tak oczywiste na dzisiejszej scenie klasycznego heavy. Namnożyło się bowiem ostatnio wiele zespołów, które tak naprawdę nie potrafią przykuć słuchaczy na dłużej, mało tego, tuż po zakończeniu odsłuchu ich płyt, trudno sobie przypomnieć jakiś riff czy melodie, którą się przed chwilą słuchało... Z Konquest sprawa wygląda inaczej, krążek szybko wbija się w pamięć i mimo dominujących na nim ogranych patentów, chce się włączać go kolejny raz. Co istotne doskonale słyszalny jest bas, co ja bardzo lubię w klasycznym heavy metalu. Wszystkie utwory charakteryzują się też bardzo prostymi, ale chwytliwymi refrenami, tak że całości słucha się po prostu wybornie. Na krążku szczególnie wyróżnia się kończący całość, najdłuższy w zestawie "The Vision", będący też chyba najszybszym kawałkiem na płycie, szczególnie w części gitarowej bo gdy wchodzi wokal, robi się bardziej rytmicznie. W środku pojawia się fajny kroczący riff, a zaraz po nim świetne, gitarowe unisona, od razu kojarzące się z "Hallowed Be Thy Name" Maiden. Ten sam zespół staje też przed oczami gdy pojawia się główne solo, ot taka Maidenowa klamerka, razem z „Theme Of The Konqueror” zgrabnie spinająca całość, cudo! 

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić ten krążek absolutnie wszystkim miłośnikom klasyki, na pewno nie będziecie zawiedzeni !

Ocena 5/6






Komentarze

  1. Słyszałem kilka kawałków na necie, brzmi to bardzo fajnie, choć mało oryginalnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i mało oryginalne, ale jest w tym coś co przykuwa uwagę na dłużej ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: Smoulder - Violent Creed Of Vengeance (2023)

Recenzja: Scream Maker - "Land of Fire" (2023)

Recenzja: Saxon - Carpe Diem (2022)