Posty

Recenzja: Warrior Path - The Mad King (2021)

Obraz
Dziś pora na mojego kandydata do płyty roku 2021 -  " The Mad King "  Warrior Path. Ten grecki band poznałem dopiero niedawno, doprawdy nie wiem jak mogłem wcześniej ich nie sprawdzić, bo już debiut z 2019 roku sporo namieszał na klasycznej scenie, spotkał się też z rewelacyjnymi recenzjami. Odwlekałem jakoś poznanie zespołu i tak naprawdę nastąpiło to stosunkowo niedawno, bo kilka miesięcy temu. Przyznaję, to był cholerny błąd tak długo czekać, bo gdy usłyszałem pierwszy krążek (zatytułowany po prostu "Warrior Path") szczena mi opadła. Rewelacyjna muzyka i do tego niesamowity Yannis Papadopoulos za mikrofonem (jakby ktoś nie wiedział - na co dzień wokalista Beast in Black). Yannis  był jednak tylko gościem na pierwszym albumie Warrior Path, więc trochę obawiałem się kolejnego krążka, nagranego z innym wokalistą. Jak się jednak okazał, zupełnie niepotrzebnie. Jaki jest więc ten nowy album?? T o prawdziwy festiwal muzycznych doznań. Przeważają epickie kompozycje, nas

Recenzja: Force of Evil - Force of Evil (2003)

Obraz
  Force of Evil to grupa, która powstała w 2002 roku. Działała bardzo krótko, bo zaledwie do roku 2006. Pozostawiła po sobie dwa albumy. Dziś zajmę się pierwszym z nich, zatytułowanym po prostu " Force of Evil ". Nazwa zespołu zapewne wielu osobom nie powie zbyt wiele. Sam byłem mocno zaskoczony, kiedy przypadkowo trafiłem na ten album. Kto więc stoi za tą nazwą ?? To panowie Michael Denner (!!!), Hank Shermann (!!!), Bjarne T. Holm (!!!), Hal Patino (!!!) oraz Martin Steene (!!!). Prawda, że nazwiska brzmią znajomo ?? Oczywiście, przecież to 3/5 składu Mercyful Fate, jeden gość z bandu Kinga Diamonda (Patino), a na dokładkę wokalista Iron Fire (Steene). Skład robi więc ogromne wrażenie. A jak jest z muzyką ? To chyba łatwo odgadnąć jeszcze przez włożeniem płyty do odtwarzacza. Krążek mógłby spokojnie stać obok płyt Mercyful Fate z lat 90-tych i na pewno nie odstawałby jakoś mocno na minus. Oczywiście Steene wokalnie nie może się równać z Diamondem, na szczęście jednak nie pr

Recenzja: Blazon Stone - Damnation (2021)

Obraz
Niezmordowany Cederick Forsberg uderza ponownie i jak zwykle w przypadku Jego Blazon Stone, uderzenie jest jak najbardziej celne. Nie wiem skąd ten chłop bierze pomysły, bo chyba nawet sam Chuck Norris nie zliczyłby wszystkich albumów, które ten sympatyczny Szwed nagrał w ostatnich 10 latach, zarówno z Blazon Stone jak i z innymi projektami, których był pomysłodawcą. Co najważniejsze, wszystkie te albumy trzymają cholernie wysoki poziom, nie ma mowy o fuszerce czy nudzie, wszystkie można dumnie postawić na półce. " Damnation ", czyli najnowszy album Blazon Stone, po raz kolejny przynosi nam niesamowitą dawkę muzyki będącej wariacją na temat starego dobrego Running Wild (przede wszystkim tego z lat 88-94). Nie ma sensu omawiać dokładnie wszystkich kawałków, gdyż fani chyba dobrze wiedzą czego się spodziewać, a reszta (jeśli lubi styl wypracowany przez Rolfa) zdecydowanie powinna także sięgnąć po to wydawnictwo. Na pewno warto odnotować fakt, że pirackich melodii jest tu chyba

Recenzja: Herzel - Le dernier rempart (2021)

Obraz
Ten rok nie powala jeśli chodzi o jakość nowych płyt z muzyką heavy metal. Co prawda ukazuje się sporo pozycji, często mocno chwalonych przez rzesze fanów, ale jak dla mnie większość z nich to płyty "na raz", co na pewno nie jest zjawiskiem pozytywnym. Ciągle słyszę albumy powielające po raz tysięczny te same patenty i schematy, nawet o włos nie wychylające się z bezpiecznego poletka. Wciąż jestem przez to niesamowicie głodny płyt, które pokażą coś naprawdę wartościowego (przede wszystkim swojego), do czego będę wracał z wypiekami na gębie. Niespodzianie usłyszałem gdzieś o francuskim Herzel i ich debiutanckim albumie " Le dernier rempart ". Muzyka miała być podobno kapitalna, no i do tego wokalista śpiewający w ojczystym języku. Nie mogłem przejść obojętnie obok takich informacji. Szybko zakupiłem album i już przy pierwszym odsłuchu zostałem fanem zespołu. Od początku pierwszego utworu (" Maîtres de l'océan ") człowiek podświadomie czuje, że będzie mi

Recenzja: Running Wild - Blood on Blood (2021)

Obraz
Wydanie digipack z własnoręcznym podpisem Rolfa :)  Od lat na każdy kolejny album Rolfa czekam z utęsknieniem. Nie inaczej było i tym razem, Niestety, mimo że album miał mieć początkowo premierę jeszcze w 2020 roku, koniec końców trzeba było się bardziej uzbroić w cierpliwość, bo aż do 29 października bieżącego roku.  Nie robiłem sobie wielkich nadziei. Wszyscy wiemy, że Rolf ma już najlepsze lata za sobą i kompozytorsko nie przeskoczy " Death or Glory " czy " Pile of Skulls ". Na pewno jednak wciąż stać go na solidny album, czego najlepszym przykładem jest choćby " Rapid Foray " z 2016 roku. " Blood on Blood " na pewno nie ustępuje w niczym poprzednikowi, a w wielu aspektach nawet go przebija. Weźmy choćby wokal Rolfa. Na " Rapid ..." miejscami mocno zmęczony, tym razem nabrał znowu odpowiedniej dawki wigoru. Sama muzyka również może się podobać. Już otwieracz w postaci kawałka tytułowego zostawia nas z wielkim rogalem na twarzy. Utwór

Recenzja: Scorpions - Love at First Sting (1984)

Obraz
Dziś pora na prawdziwą legendę hard rocka. Zespół Scorpions!! Jeden z najwspanialszych bandów w historii muzyki, czy to się komuś podoba czy nie!! Niemcy działają nieprzerwanie od ponad 50 lat, po drodze nagrywając całą masę fantastycznych płyt, cieszących się uznaniem milionów fanów na całym świecie. W sumie to tylko dwa ich albumy uważam za dosyć słabe (które? jeszcze kiedyś będzie okazja o tym napisać), pozostałe są co najmniej dobre, większość jednak to dzieła bardzo dobre lub wręcz wybitne. " Love at First Sting " zalicza się zdecydowanie do tych najlepszych krążków formacji. To też kolejny album najlepszego składu (Klaus Meine, Matthias Jabs, Rudolf Schenker, Francis Buchholz, Herman Rarebell), który pozostawił po sobie same najmocniejsze strzały w dyskografii bandu.  Na " Love... " znajdziemy kilka ponadczasowych utworów formacji. Weźmy na początek " Rock You like a Hurricane ". Toż to hicior nad hiciorami, jego refren po prostu zniewala. Słuchając

Recenzja: Doro - Angels Never Die (1993)

Obraz
Doro Pesch, to niekwestionowana królowa heavy metalu. Gdy pod koniec lat 80-tych Warlock (pierwszy znaczący zespól Doro) wyciągał kopyta, nikt raczej nie przypuszczał, że ta śliczna i mega sympatyczna Niemka, mocno złagodzi swoją muzykę w przyszłości. O ile jeszcze pierwszy solowy album (" Force Majeure ") utrzymany był w duchu nagrań Warlock (pierwotnie miał to być album własnie tego zespołu, ale pojawiły się problemy z prawami do nazwy), to od kolejnego albumu do muzyki Dorotka przemycała coraz więcej hard rockowych brzmień. Kwintesencją tego były krążki " True at Hear t" (cudeńko!!) i omawiany dziś " Angels Never Die ". To właśnie ten album upodobałem sobie szczególnie, choć przyznać trzeba, że wśród fanów jestem raczej w mniejszości. To nie był dobry okres dla klasycznych dźwięków (1993 rok), modne były inne style. Myślę, że to dlatego właśnie ten album przepadł i nawet dziś (kiedy od dawna taka muzyka jest znowu na czasie) mało kto wypowiada się o nim