Recenzja: Running Wild - Blood on Blood (2021)

Wydanie digipack z własnoręcznym podpisem Rolfa :) 

Od lat na każdy kolejny album Rolfa czekam z utęsknieniem. Nie inaczej było i tym razem, Niestety, mimo że album miał mieć początkowo premierę jeszcze w 2020 roku, koniec końców trzeba było się bardziej uzbroić w cierpliwość, bo aż do 29 października bieżącego roku. 

Nie robiłem sobie wielkich nadziei. Wszyscy wiemy, że Rolf ma już najlepsze lata za sobą i kompozytorsko nie przeskoczy "Death or Glory" czy "Pile of Skulls". Na pewno jednak wciąż stać go na solidny album, czego najlepszym przykładem jest choćby "Rapid Foray" z 2016 roku.

"Blood on Blood" na pewno nie ustępuje w niczym poprzednikowi, a w wielu aspektach nawet go przebija. Weźmy choćby wokal Rolfa. Na "Rapid..." miejscami mocno zmęczony, tym razem nabrał znowu odpowiedniej dawki wigoru. Sama muzyka również może się podobać. Już otwieracz w postaci kawałka tytułowego zostawia nas z wielkim rogalem na twarzy. Utwór od razu atakuje charakterystycznym Runningowym riffowaniem, nie do pomylenia z żadnym innym zespołem. Świetnie wypada też refren, bardzo nośny i już po pierwszym odsłuchu człowiek automatycznie podśpiewuje go razem z Rolfem. Następny w kolejności "Wings of Fire" także wybija się mocno na plus, zawiera fajną ścieżkę wokalu i kolejny udany refren. "Say Your Prayers" zaskakuje z kolei kapitalnym, potężnie brzmiącym i cholernie rytmicznym riffem. Słucha się tego kapitalnie. Niestety im dalej w album to z jakością bywa jednak różnie. W pewnym momencie napięcie lekko siada, a to głównie za sprawą nudnawego "Wild & Free" czy nie wiele lepszego "Diamonds & Pearls", toczących się jakoś tak bez pomysłu. Wrażenia nie poprawiają też najsłabsze na albumie "Wild, Wild Nights" (skandujący chórek w refrenie brzmi naprawdę nędznie) czy "One Night, One Day", będący niczym innym jak pierwszą w historii bandu...balladą !! Nie wiem co Rolfa podkusiło, pamiętam przecież dobrze z licznych wywiadów, że chłop wręcz nie znosi utworów tego typu. Może na starość zmienił zdanie? Nie wiem, faktem jest, że utwór jest po prostu słabiutki, nie pomaga nawet lekkie instrumentalne ożywienie w środku. Na szczęście jest jeszcze fajny "Crossing The Blades" (w wersji dłuższej i o wiele lepszej niż tej znanej z EPki z 2019 roku), pachnący starym dobrym Running Wild "The Shellback" (gdzie pojawia się intro w postaci dobrze znanej melodii z "Black Hand Inn") czy też najlepszy na albumie, epicki "The Iron Times (1618 – 1648)", opowiadającym o wojnie trzydziestoletniej. W tym kawałku naprawę sporo się dzieje ciekawego, począwszy od obłędnej głównej melodii, a skończywszy na kapitalnych solach w środku. Prawdziwe cudeńko na koniec, które sprawia, że album naprawdę chce się włączyć ponownie. 

Produkcyjnie krążek nie jest na pewno ideałem. Brzmienie momentami zalatuje sztucznością, a perkusja to chyba wciąż automat (mimo, że Rolf w wywiadach zapewnia, że tak nie jest). Na pewno nie można jednak krążkowi odmówić mocy, pod tym względem też przewyższa swojego poprzednika, gdzie czasem aż prosiło się o większy wygar. Krążek zyskałby na pewno, gdyby Rolf (jak za starych dobrych czasów) postawił znowu na pełny skład, a nie na muzyków sesyjnych. Na pewno stała obecność innych muzyków i ich czynny udział w komponowaniu (a przede wszystkim nagrywaniu!!!), mocno podniosłaby wartość kolejnych płyt Running Wild, a tak od lat mamy raczej projekt solowy niż normalny zespół.

Przyznaję, że pierwsze odsłuchy nie napawały mnie zbytnim entuzjazmem, czułem jednak, że płycie trzeba dać szansę. Ostateczne złamanie mojego oporu nastąpiło podczas tygodniowej delegacji, gdzie album towarzyszył mi w aucie przez wiele godzin. Mogłem wtedy wreszcie docenić najnowsze dzieło Running Wild.

Nie przynudzam dłużej. Album "Blood on Blood" nie będzie stał raczej nigdy w jednym rzędzie z klasykami bandu, ale na pewno wstydu Rolfowi nie przynosi. Mimo dosyć prostych kompozycji warto dać mu czas, bo zapewniam, że prawdziwe oblicze (dużo lepsze!!) pokazuje dopiero po kilkunastu odsłuchach :) 

Ocena 4,5/6




Komentarze

  1. Nie wszedł mi ten album, a ballada jest koszmarna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja psioczyłem po premierze, ale koniec końców polubiłem.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: Smoulder - Violent Creed Of Vengeance (2023)

Recenzja: Scream Maker - "Land of Fire" (2023)

Recenzja: Saxon - Carpe Diem (2022)