Recenzja: Running Wild - Death or Glory (1989)
Dziś
będzie krótko, no bo co można powiedzieć nowego o piątym krążku
Running Wild ?? Przecież to album znany każdemu fanowi metalu,
album legenda, będący inspiracją dla całej rzeczy muzyków.
Cóż...postanowiłem skrobnąć jednak kilka słów, głównie dla
tego, że właśnie leci u mnie z głośników i wciąż, mimo setek
przesłuchań, powoduje u mnie na plecach ciary wielkości Himalajów.
"Death or Glory" ukazał się w 1989 roku i zyskał od razu
bardzo przychylne recenzje. To oczywiście nie dziwi, gdyż album po
brzegi wypełniony jest fantastycznymi kompozycjami. Jest to też
drugi krążek (po fenomenalnym "Port Royal"), na którym
Rolf pokazał nowe oblicze. Do kąta odeszły siermiężne riffy
znane z "Gates to Purgatory", "Branded and Exiled”
czy „Under Jolly Roger". Jest soczyście, z większa finezją,
bardziej melodyjnie, ale oczywiście nie ma mowy o skomercjalizowaniu
muzyki. Brzmienie jest mocne, riffy bardziej wyraziste, do tego
niesamowicie precyzyjne. Zwiększono także dynamikę, więcej tu
szybkich gitar, podpartych kapitalnie nagranymi bębnami. Perkusista
Iain Finlay wyczynia tu cuda. Co chwilę nasze uszy łaskoczą
niesamowite przejścia i łamańce, słychać również dosłownie
każde trącenie talerzy. Doskonale słyszalny jest też bas, przez
co dodatkowo zagęszcza kompozycje, ale nie podąża ślepo za
gitarami i potrafi jakimś ciekawym pasażem odpowiednio zaznaczyć
swoją obecność. Wokalnie jak to u Rolfa, cudów nie ma, ale jego
charyzmatyczny wokal jest nieodłącznym elementem muzyki zespołu i
nie sposób sobie wyobrazić, aby śpiewał tu ktoś inny. Same
kompozycje to mistrzostwo galaktyki. Trudno wybrać utwór słabszy.
Nie wiem, może będzie to "Death or Glory" albo bonusowy
(w wersji CD) "March On"?? Myślę, że tak naprawdę będzie to jednak tylko szukanie na siłę, gdyż wszystkie zawarte tu kompozycje
to jednak wciąż pierwsza liga. Już sam początek albumu daję
nieźle po zębach. "Riding the Storm" to jeden z
najbardziej znanych utworów Running Wild, a także prawdziwy
koncertowy killer. Niesamowita, rozpędzona petarda, co nieźle
oddaje ducha albumu, bowiem szybkość przeważa w wielu utworach, z
"Tortuga Bay" i "Marooned” na czele. Z kolei taki
"Evilution" raczy nas dla odmiany średnim tempem i
kapitalnym, potężnie kroczącym riffem. Zdecydowanie warto
zatrzymać się także przy "Battle of Waterloo",
niesamowicie epickim kawałku. To dość długi, rozbudowany utwór.
Dzieje się w nim tyle, że spokojnie można by na jego podstawie
napisać kilka innych kawałków, a może nawet i całych płyt.
Gitarowe pasaże, zmiany nastroju, wspaniałe, charakterystyczne dla
Rolfa „pirackie" melodie, po prostu prawdziwe muzyczne dzieło
sztuki. To nie tylko jeden z najwspanialszych utworów Running Wild,
to także jeden z najwspanialszych utworów w całej historii heavy
metalu. Bez żadnej przesady !! Albumem tym Rolf osiągnął ze swoim
zespołem absolutne wyżyny kompozycyjne. Na szczęście dla nas, na
kilku kolejnych płytach udało mu się utrzymać na tym samym,
niesamowicie wysokim poziomie.
Ocena 6/6
Komentarze
Prześlij komentarz