Recenzja: Beast In Black - From Hell with Love (2019)

Pewnie "prawdziwe metale" teraz się mocno skrzywią. Co ?? Beast In Black ??? Przecież to wiocha, chamskie metalodisco, największa żenada na metalowej scenie!! Takie właśnie bzdury czytałem zaraz po premierze, takie bzdury wciąż piszą zatwardziali, ciasnogłowi fani muzyki ciężkiej. Wiecie co ? Niech sobie piszą, kij im w oko. Jak ja się cieszę, że zawsze potrafiłem podejść do każdej płyty, każdego zespołu na spokojnie, bez dziwacznych uprzedzeń. Nie ma muzyki metalowej do dupy, jest tylko taka, która się komuś podoba lub nie.

Ok, skąd się wziął w ogóle taki twór jak Beast In Black ? Cóż, na początku był sobie (i wciąż jest!!) fajny band Beatle Beast, robiący dużą karierę na tej bardziej melodyjnej scenie metalowej. W 2015 roku niejaki Anton Kabanen, gitarzysta tegoż, znudzony postanowił założyć swój własny band. Efektem jest właśnie Beast... Zespół szybko nagrał pierwszy album, fenomenalny wręcz "Berserker" (2017 rok), który spotkał się ze świetnym przyjęciem. Nawet jednak tak zdolny kompozytor jak Kabanen nie mógłby odnieść sukcesu bez porządnego wsparcia. Takim niewątpliwie jest tu genialny wokalista, niejaki Yannis Papadopoulos, znany wcześniej choćby z Wardrum. Gość ma głos naprawdę nieziemski, bardzo mocny, obdarzony wielką skalą, a gdzie trzeba podlany odpowiednią dawką rockowej chrypy. Po prostu wokalista idealny!! 

W dwa lata po debiucie ukazuje się omawiany tu "From Hell with Love". Album niezwykle bogaty od strony muzycznej. Co chwilę pojawiają się tu kapitalne zagrywki gitar, energiczne, wirtuozerskie solówki, chłoszczące uszy klawisze, no i ten boski wprost wokal. Każdy utwór to najprawdziwszy hit, każdy jest inny, każdy łatwo zapamiętywalny. Co istotne, oprócz typowej dla heavy metalu kanonady gitar i typowej dla europejskiego poweru ściany klawiszowych wygibasów, jeszcze jeden element odgrywa tu bardzo istotną rolę. To melodyka rodem z ...muzyki disco lat 80-tych !! Tak, nie ma co się krzywić, chłopaki idealnie wprost wpasowali element tego stylu w mięsiste gitarowo-klawiszowe wymiatanie. Nikt chyba wcześniej nie połączył tak odległych muzycznych światów w tak doskonały kolaż, czapki z głów. Najlepszym tego przykładem niech będzie choćby kawałek tytułowy, zaczynający się motywem rodem ze szkolnej potańcówki!! Przyznaję, to może być szokiem na początku, zwłaszcza dla ludzi spodziewającego się mocnego metalowego wyziewu. Tymczasem mamy tu lukrowaną wprost melodykę, podpartą fenomenalnym, nieziemsko chwytliwym refrenem. To chyba też największa siła muzyki bandu. Wszystkie, absolutnie wszystkie refreny są po prostu doskonałe, niesamowicie nośne i cholernie przebojowe. Nie ważne czy weźmiemy na warsztat ten cukierkowy z "Sweet True Lies", głośno skandowany w "Die by the Blade" czy rzucający wprost na kolana w "Unlimited Sin", wszystkie mogą być murowanymi kandydatami do podium na wszelkich listach przebojów, nie tylko tych metalowych ;) W połowie albumu mamy nawet słodziutką balladę "Oceandeep", to tylko taka krótka chwila oddechu, bo zaraz uderza w nas kolejna fala dynamicznych, mocnych strzałów. Wszystko zaaranżowane jest tu po prostu niesamowicie, zarówno jeśli mamy do czynienie z galopadą, klimatycznym zwolnieniem czy szaloną, wirtuozerską solówką gitarową, cały czas jest to muzyczny majstersztyk. Wszystko to razem tworzy niesamowity styl, w takiej formie charakterystyczny tylko dla Beast In Black. Nikt inny tak nie gra. Nawet najbliższy muzycznie, wspomniany wyżej Battle Beast, nie ma tylu hiciorów na koncie co Beast In Black na jednym albumie! Czasem może jeszcze przelecą nam po głowie jakieś nazwy w postaci włoskiego Rhapsody (jarmarczne klawisze w "Repentless") czy szwedzkiego Sabatona (refren "Heart of Steel" jakby pod Joakima), ale są to tylko luźne skojarzenia, nie odbierające Beast In Black oryginalności.

Słuchajcie prawdziwi true metalowi fani!!! Dopuście do siebie świadomość, że nie tylko samym death, black czy thrash metalem świat stoi. Warto czasem zatrzymać się też przy innych, tych bardziej melodyjnych bandach i dać się porwać ich niesamowitą, pozytywną twórczością. Mieliście ciężki dzień w pracy ?? Nie możecie się zwlec z łóżka ?? Chcecie się odstresować ?? Nic prostszego, zapodajcie sobie "From Hell with Love", dostaniecie potężny ładunek energii, a uśmiech z Waszej gęby nie zejdzie przez cały dzień.

Ocena 6/6 !!!



Komentarze

  1. Muza nie dla mnie, strasznie to przaśne haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przaśne, ale za to jak energetyczne i pozytywnie nakręcające ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: Smoulder - Violent Creed Of Vengeance (2023)

Recenzja: Scream Maker - "Land of Fire" (2023)

Recenzja: Saxon - Carpe Diem (2022)