Recenzja: Pegazus - In Metal We Trust (2011)
Australijski Pegazus to zespól, który w 1997 roku swoim drugim albumem (" Wings of Destiny ") sporo namieszał na europejskiej scenie. To właśnie wtedy klasyczny heavy zaczynał być modny, przede wszystkim za sprawą silnej promocji " Glory to the Brave " zespołu Hammerfall, czyli ekipy którą uważa się za odrodziciela gatunku. Czy słusznie ? Raczej nie, przecież zarówno przed jak i w tym samym okresie wyszło sporo świetnych płyty w gatunku. Po prostu prasa skupiła się na Hammerfall, i to oni głównie spijali śmietankę, reszta bandów (w tym bohaterowie niniejszej recenzji) musiała zadowolić się mniej spektakularnym sukcesem... W późniejszych latach z Pegazus bywało różnie, jeszcze dwa kolejne albumu cieszyły się uznaniem (szczególnie fenomenalny " The Headless Horseman " z 2002 roku), potem przyszły jednak chude lata (w tym liczne zmiany składu), skutkujące tym, że omawiany dziś " In Metal We Trust " ukazał się dopiero po 9 letniej przerwie. Niestety