Recenzja: Wheel - Preserved in Time (2021)


Dziś na tapecie nowy album niemieckiego Wheel. To pozycja dla fanów doom metalu. Przyznaje, nie jestem na bieżąco z tego typu graniem. Nie zawsze mam też fazę na podobne klimaty. To trudniejsza muzyka od typowego heavy, którego jestem wielkim miłośnikiem. Trudniejsza i na pewno nie posiadająca tylu atrakcyjnych melodii jak klasyczny Maiden czy Priest. Od czasu do czasu lubię jednak coś bardziej wymagającego, tak dla pobudzenia resztek moich szarych komórek...

Album "Preserved in Time" idealnie się do tego nadaje. To też chyba dobry krążek na rozpoczęcie przygody z doom metalem. Naprawdę sporo tu świetnych, powalających swoją mocą i wwiercających się w głowę riffów. Z drugiej strony spotkamy tu też obowiązkowe dla gatunku, ślimacze tempa utworów. Nie ma jednak przynudzania, gdyż wszystko zagrana jest z pomysłem, do tego pojawiają się też dość często bardziej chwytliwe momenty. Oczywiście chłopaki nie odnaleźli prochu. Usłyszymy tu masę znajomych dźwięków, czy to z klasycznych zespołów lat 80-tych (St. Vitus), czy też z tych bardziej nam współczesnych jak choćby wczesny Grand Magus (tak do płyty "Wolf's Return"). Wszystkie utwory oparte są na potężnych gitarach, które tworzą idealne wręcz podkłady dla mocnego i czystego śpiewu. Już na wstępie dostajemy po zębach właśnie jednym z takich riffów. "At Night They Came upon Us" to prawdziwy popis Benjamina Hombergera. Jego gitara naprawdę wgniata tu w glebę, choć nie ma w niej żadnego brudu, brzmi za to bardzo czysto i cholernie soczyście. Utwory na "Preserved...", mimo głównie klasycznie doomowej konstrukcji, zadowolą fanów bardziej heavy metalowego grania, a momentami czuć tu jeszcze powiew innych klimatów. Poza więc typowymi dla gatunku, toczącymi się leniwie kawałkami ("When the Shadow Takes You Over"), czasem zalecą nuty z bardziej epickim zacięciem („After All” spokojnie mógłby się znaleźć na albumie Visigoth czy innego Eternal Champion), a czasem nawet leciutko progową stylistyką („Aeon of Darkness”). Utwory te nie wybiegają jednak zbyt daleko od korzeni doomu, ot urozmaicają tylko fajnie cały materiał, przez co cieszyć się możemy przede wszystkim pięknie kroczącymi walcami - fenomenalnym "Hero of the Weak" czy też najdłuższym na albumie, monumentalnym "Deadalus". 

Uwaga! Mimo ewidentnych zalet, ta płyta wymaga jednak odpowiedniej dawki skupienia. Nie można puścić sobie jej przy czytaniu książki, obieraniu ziemniaków na obiad czy jako podkład do rozmowy w towarzystwie. Ten album trzeba chłonąć w skupieniu, inaczej muzyka zacznie się zlewać w jedną masę...

Ocena 5/6




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: Smoulder - Violent Creed Of Vengeance (2023)

Recenzja: Scream Maker - "Land of Fire" (2023)

Recenzja: Saxon - Carpe Diem (2022)