Recenzja: Flotsam and Jetsam - Cuatro (1992)


Przeglądając ostatnio swoje regały płytowe szukałem tytułów, o których istnieniu całkiem już zapomniałem. Taki ciekawy plan na weekend :) Po dłuższej chwili wpadł mi w łapy czwarty krążek amerykanów z Flotsam and Jetsam, wydany w 1992 roku "Cuatro". To jedna z takich płyt, o której nie wielu dziś pamięta, nie tylko ja. Ten okres w ciężkim rocku zdominowany był przez grunge, bądź też death metal, który przeżywał wtedy swoje apogeum. 

Flotsam and Jetsam po wydaniu świetnego debiutu "Doomsday for the Deceiver" (1986 rok), był jednym z thrashowych składów w którym pokładano naprawdę spore nadzieje. Wydawało się, że genialny "No Place for Disgrace" z 1988 roku przypieczętuje sukces bandu. Niestety z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu (brak szczęścia???) chłopaki nigdy nie przebili się do pierwszej ligi, na długo pozostając tak naprawdę w podziemiu. W 1990 roku wypuścili "When the Storm Comes Down", ale płyta nie wzbudziła większego zainteresowania. Przyznam bez bicia, że tego krążka nie słyszałem, gdyż podobnie jak przy omawianym dziś albumie - do poznania skutecznie zniechęciła mnie koszmarna wręcz okładka. Mieliście kiedyś podobnie ? tzn. że szata graficzna przesądziła o tym, że jakiegoś albumu nigdy nie włożyliście do odtwarzacza ?? "Cuatro" to właśnie jeden z takich nieszczęśników na mojej liście. Popatrzcie tylko na tą szkaradę, co to w ogóle miało być ?? 

Przyszła jednak pora przeprosić się z tym wydawnictwem. Cóż, dziś też pluję sobie w brodę, że olewałem tak długo ten album, choć wiem że nie cieszy się on zbytnio sympatią fanów nie tylko z uwagi na okładkę... Po thrashu z lat 80-tych praktycznie nic nie zostało. Na jego miejsce wkroczyła nowa jakość, mocno bazująca na panujących wtedy trendach w muzyce rockowej i nie mam tu na myśli wspomnianego wyżej death metalu. Co innego grunge, wpływy tego stylu są tu wyraźnie słyszalne, zarówno muzycznie jaki i wokalnie (posłuchajcie "Wading Through the Darkness" lub "Secret Square"). Spokojnie maniacy klasyki, nie jest to druga Nirvana czy inny Pearl Jam, ale na pewno musicie być świadomi, że te wpływy są bardzo wyraźne. Elementy te jednak są z reguły ciekawie wplecione w "Flotsamowy" thrash i twórczo rozwinięte (np. w "The Message", przeplatającym fajne riffowanie z klimatycznymi zwolnieniami). Cały Materiał bardzo mocno przesiąknięty jest też "czarną" Metalliką. Nie zawiera co prawda tak chwytliwej muzyki, ale są tu liczne momenty gdzie człowiek mimowolnie łapie się na tym, że słyszy znajome nutki z tego albumu ("Swatting at Flies" podkrada nieco z "Enter Sandman"), lub chociaż takie, które mogłyby się teoretycznie na nim znaleźć (mocarne "Double Zero" oraz "Are You Willing" z zaśpiewami a'la James). Generalnie muzyka na krążku osadzona jest w początku lat 90-tych, czasem tylko spoglądając w przeszłość ("Natural Enemies" od biedy mógłby trafić na "No Place...). Brzmienie też posiada podobną dawkę surowizny jaką cechowało się wiele albumów wydanych w tym czasie, choć riffy na szczęście mają odpowiednią dawkę mięcha (posłuchajcie najlepszego w zestawie "Cradle Me Now", wiedzionego kapitalnymi gitarami, cudo!!). 

Na pewno nie jest to płyta na raz. Albumu trzeba posłuchać dłużej, tak żeby w pełni docenić jego zalety lub...ostatecznie odrzucić. Nie łatwo jest przyswoić te dźwięki mając ciągle w pamięci pierwsze dwa, legendarne już dziś albumy zespołu, naprawdę musicie się liczyć ze sporym muzycznym szokiem. Mnie album przekonał do siebie, choć nie ukrywam, że nie jest to też nic wybitnego, ot taki sympatyczny i w sumie (mimo wyraźnych wpływów) dość oryginalny średniak. Warto dać mu jednak szansę.

Ocena 4,5/6



Komentarze

  1. "Wading Through the Darkness" to jeden z moich ulubionych kawałków kapeli. Masz rację, jest tu sporo grania z Seattle, co bardzo mi się podoba, bo lubię Soundgarden czy Alice in Chains.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie nie było po drodze z tego rodzaju graniem. Co może wydać się dziwne, najbardziej nie leżały mi wokale. Nie wiem nawet jak to wyrazić, czy to Soundgarden, Alice in Chains czy Pearl Jam, wokale mnie męczą, jakaś taka dziwna maniera :/

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: Smoulder - Violent Creed Of Vengeance (2023)

Recenzja: Scream Maker - "Land of Fire" (2023)

Recenzja: Saxon - Carpe Diem (2022)